niedziela, 29 listopada 2009

Krótki poradnik grania na nosie bucom z Hollywood.

W tym roku w październiku miała miejsce premiera pewnego filmu, który udowodnił, że są jeszcze na świecie historie warte opowiedzenia. Pamiętacie tą scenę z Braveheart co Szkoci wystawiają gołe dupy do Brytoli? To samo zrobił Neill Blomkamp ze swoim Dystryktem 9. Pokazał biednym Hollywoodzkim reżyserom dupę, środkowe palce i jeszcze kilka obelżywych i obscenicznych gestów.
Jak mu się to udało? Oto kilka koniecznych do wypełnienia punktów. Trzeba:
1. Znać Petera Jacksona (najlepiej tak dobrze żeby pożyczył $30mln).
2. Nakręcić film o kosmitach.
3. Wrzucić do niego przemoc (FLAKI!!), przekleństwa (FOKKING!!) i broń.
4. Mieć naprawdę dużo przekleństw.
5. Przyprawić całość naprawdę niebanalnym pomysłem i trochę głębszym przesłaniem.
Aha.
6. Trzeba dać jeszcze Wikusa.













A tak na serio: wiecie czemu ten film jest taki wikuśny? (znaczenie słówka „wikuśny”: zajebisty) Mimo, że opowiada o „inwazji” kosmitów na Mateczkę Ziemię to jest taki… prawdziwy. Wplecione w fabułę są wywiady z ludźmi, którzy mają jakiś pogląd na całą sytuację, akcja czasami jest pokazana z nietypowych kamer (przemysłowe, z ręki, z helikoptera telewizyjnego), główny bohater jest zwyczajny. Szary urzędnik z debilnym wąsem i jeszcze głupszą fryzurą, który pod wpływem wydarzeń zmienia się nie do poznania.
I kopie dupy.
Ważny jest też fakt, że akcja dzieje się w Johannesburgu, a nie znowu w [tu wpisz dowolne Amerykańskie miasto, najlepiej stolicę]. Tak! Filmowcy odkryli, że istnieją inne kraje niż USA! Co za tym idzie fabuła jest pozbawiona tego głupiego, cholernego Amerykańskiego patosu. Tak więc żadnych łopoczących dramatycznie flag, żadnych latających w myśliwcach prezydentów, żadnych „Za naszą ojczyznę!”.
Wikuśnie!
Tak więc podsumowując: szukacie czegoś nowego? Szukacie czegoś efektownego? Porywającej fabuły? Genialnej muzyki? Odpowiedzią jest: Dystrykt 9.