czwartek, 3 grudnia 2009

Zimna wojna była czadowa.

Niesamowite co potrafią wymyślić odpowiednio zmotywowani ludzie, a przez „odpowiednio zmotywowani” mam na myśli: „masz rok na wysłanie tego cholernego kundla w kosmos albo przekonasz się czemu w naszej fladze jest młotek i sierp”. Tak. Zdecydowanie fajnie było w tamtych czasach. Ale odbiegam od tematu.. więc co robią zmotywowani ludzie?
Myślą.
Efekty ich burzy mózgów są porażające. Przykład? Proszę bardzo: wspaniała, kapitalistyczna myśl amerykańska miała mały problem podczas wczesnych lat zimno-wojennych. Czerwoni na długo przed USA wysłali w kosmos pierwszego satelitę i pierwszego człowieka, więc co robią Stany?
Wymyślają Projekt A119, który najprościej ujmując, zakładał zbombardowanie księżyca. Taktyczną Bombą Nuklearną. Nie mylą was oczęta – jajogłowi w USA chcieli zrobić księżycowi Hiroszimę. Osobiście uważam to za o wiele lepszy pomysł niż wysłanie tam człowieka, ale sztab uznał, że „mimo, że byłoby to wikuśnie spektakularne to chyba lepiej nie wpieniać opinii publicznej” (cytat z głowy). Pewnie tej decyzji towarzyszył Niechętny Pomruk Aprobaty, czyli taki jaki wydają dzieci gdy bawią się w piaskownicy a mama woła na obiad. No więc wszyscy spuścili głowy, wysłali tam Armstronga i więcej nie wracali do sprawy.
Na dziś to by było na tyle. W sumie potraktujcie to jako wstęp do mojego prywatnego TOP 3 szalonych zimno-wojennych Radzieckich pomysłów.

PS. Aha. Wybuch miał wyglądać mniej-więcej tak: