poniedziałek, 26 lipca 2010

Anty-fan polskiej kultury zabiera głos.

Nigdy się nie kryłem z tym, że nie lubię wytworów polskiej kultury. Dzisiejszej polskiej muzyki po prostu nie daję rady słuchać bez odruchów wymiotnych, przebywanie w pobliżu sali kinowej gdzie grają kolejne polskie romansidło przyprawia mnie o dreszcze, a czytanie lektur polskich autorów sprawia, że mam wysypkę. Nie zrozumcie mnie źle: wśród zalewu chłamu i tandety staram się wyszukać naprawdę wartościowe przejawy polskości ale jest to okropnie trudne zadanie. Więc, myślę sobie, może to ze mną coś nie tak? Na ten przykład: wszyscy inni wychwalali „33 sceny z życia”, podczas gdy ja szukałem czegoś ostrego by skrócić swe męki podczas oglądania tego potworka(niestety nie znalazłem). Ale wiecie co? Nie ja jestem tutaj szajbnięty! To coś z polakami-artystami jest nie tak!

Jako naród lubujemy się w „uartystycznianiu” i nadawaniu wymiaru duchowego czemukolwiek. Częste są sytuacje gdy ktoś bierze do ręki aparat, strzela zdjęcia śmietnika i pisze pod nim egzystencjalne wiersze. Otóż moi drodzy: to nie jest sztuka! Tak samo sztuką nie jest to co mam zamiar pokazać wam poniżej i co mnie skłoniło do otwarcia woreczka z żółcią i wylania go w postaci tego wpisu. Kiedyś (lata 70-80te) Polacy uwielbiali przerabiać plakaty filmowe tak by dopasować je do naszych narodowych wymagań (przynajmniej tak mi się wydaje, bo innego wytłumaczenia dlaczego te ohydy powstały znaleźć nie mogłem). Poniżej przedstawiam pięć z nich, które mnie po prostu wybiły z rytmu, zjadły, przetrawiły i wydaliły pozostawiając niesmak w ustach. Ale dosyć pitolenia! Oto one:


Ach tak.. 8 pasażer „Nostromo”. Patrząc na ten plakat od razu wiem o czym jest film. Żebro-macko-twarz z kosmosu próbuje zahipnotyzować siedmiu pozostałych pasażerów feralnego statku kosmicznego, używając pięknych błękitnych oczu. I jeszcze to hasło: „nikt nie może usłyszeć twego krzyku!” No raczej.. skoro potwory (a może to jest jakiś człowiek?!) nie mają buzi to jak mogą krzyczeć? Ale przynajmniej ten plakat informuje nas jakich treści możemy się spodziewać w filmie. Będzie to horror. A skąd to wiadomo? Bo przerażającym przeżyciem jest patrzeć na ten plakat.











O w mordę! Zawsze chciałem obejrzeć film o rudym białasie na LSD (to stąd te dziwne plamki wokół jego głowy) wystrzeliwanym w kosmos! Że co? Słucham? To 5ty epizod Gwiezdnych Wojen? Ech.. a już myślałem, że to będzie coś ciekawego. Genialny jest ten plakat a już w szczególności to, że nigdzie nie jest zaznaczone, że to kolejna część tej kosmicznej sagi. W całej historii wszechświata nie było bardziej wprowadzającego w błąd plakatu filmu Sci-Fi. A nie.. czekajcie..











Rety.. ten plakat jest nawet ciężko skomentować. Wygląda trochę jak mokry sen Andrzeja Mleczki, tyle że pozbawiony jakiegokolwiek śmiesznego elementu. Wiecie o czym jest film? Dwie inteligentne małpy z przyszłości (obie z doktoratami) przybywają by ostrzec Ziemian o nadchodzącej zagładzie ludzkości w wyniku wojen atomowych jakie się będą toczyły w niedalekiej przyszłości. W życiu bym tego nie wyczytał z tego plakatu. Panie Autorze Tego Plakatu: jesteś chorym człowiekiem. Chorym!












Czyżby jakaś nowa część Indiany Jonesa, w której to szelmowski doktor musi się zmierzyć z mitami Cthulhu? Nie.. to plakat pierwszego filmu zrobiony przez Polaka. Rozmowa autora z pracodawcą pewnie przebiegała tak: „Zobacz jaka czacha mi się wczoraj śniła!”; „Ale czaderska! Wiesz co? Gdybyśmy dorzucili kilka otworów wagino-podobnych w tle to byłby super plakat!”. Zgroza, zgroza, zgroza.













A ten film jest z kolei o kolei. Uciekający pociąg z więzienia na Alasce z uciekającymi uciekinierami na pokładzie wymyka się spod kontroli. A plakat? Wygląda jakby Obcy z „8 Pasażera Nostromo” kopulował z Kojakiem dając na świat oszalałego ze wściekłości pasożyta jelitowego. Nie wiem co brał autor tego plakatu ale pewne jest, że mocniejszych narkotyków już chyba nie znajdzie.



To by było na tyle. Mam nadzieję, że to był wystarczający argument przeciwko „uartystycznianiu” pewnych rzeczy. Gdyby polska kultura miała postać cielesną właśnie by zarobiła ode mnie fangę w buźkę. Nie ważne czy byłaby kobietą czy nie. Ważne żeby się ocknęła i przestała wydawać na świat chłam!

poniedziałek, 19 lipca 2010

- Wrócę w ciągu 5-6 dni. - Wrócisz w 5-6 kawałkach!

Nasz świat ciągle stawia czoła różnym zagrożeniom: a to BP postanawia urozmaicić Zatokę Meksykańską przez wylanie do niej ropy, a to różni panowie z ręcznikami na głowach próbują wjechać jeepem przez drzwi główne na lotnisku w Glasgow (ta okładka mówi wszystko: http://seriouslulz.com/wp-content/uploads/2009/05/1242885695307-570x733.jpg), a to Matka Natura robi nam zbiorowe Kamehameha. Dużo tego. Ale wiecie co by było jeszcze straszniejsze? Gdyby ktoś wypuścił w mieście Raptory.

Chyba wszyscy widzieli film dokumentalny pt. „Jurrasic Park” prawda? Tam po raz pierwszy zostało utrwalone na taśmie (a potem wyświetlane w kinach ku przestrodze) co potrafią zrobić te gady z grupką ludzi, którzy nie doceniają tych dwunożnych maszyn do zabijania. Ktoś pewnie powie, że to niemożliwe żeby Raptory znalazły się w mieście, że nikt nie jest na tyle szalony by je rozmnażać w zaludnionych miejscach. No cóż.. podobne rzeczy się już zdarzały. Niejaki Enrico Fermi zbudował pierwszy (eksperymentalny!) reaktor atomowy na boisku do squasha w centrum Chicago. No dobra: do rzeczy! Z czym mamy tu dokładnie do czynienia i, co ważniejsze, jak przeżyć wiedząc, że te dranie się panoszą po Waszym mieście?

"Sniff sniff.. czuję świeże mięsko Henry!"












Raptor to: inteligentny (czasami nawet inteligentniejszy od niektórych ludzi), posiadający fantastycznie rozbudowany zmysł węchu, olbrzymie szpony (12 śmiercionośnych centymetrów) i ostre zęby, rozwijający prędkość do 25 m/s, nie czujący strachu ani litości gadzi terminator. Dla porównania: jakie są przewagi ludzi? Kciuki, możliwości stosowania technologii i umiejętność wspinania się po drabinkach. Aha… no i potrafimy czuć strach, ale to chyba żadna przewaga.

Zatem jak się przed nimi bronić w środowisku miejskim? Cóż jest to łatwiejsze niż w lesie bowiem inni ludzie (najlepiej Ci którzy nie czytali tego poradnika) będą pożywką dla polujących Raptorów, podczas gdy Wy moi wierni czytelnicy będziecie mogli uciekać gdzie pieprz rośnie (chociaż bezpieczniej by było w stronę najbliższego sklepu z bronią). W ŻADNYM WYPADKU NIE WCHODŹCIE NA DRZEWA. Te dranie mogą z miejsca wyskakiwać na wysokość 9 metrów! Gdy okaże się że spostrzegł was jeden z tych gnojków jedyne co możecie zrobić to położyć się na ziemi i czekać na bolesną, ciągnącą się śmierć. Te dupki bowiem polują w stadach i gdy widzicie jednego przed sobą możecie być pewni, że zaraz z innych stron rzucą się na was dwa inne. Chcecie bohatersko walczyć z nimi do ostatniej kropli krwi? Proszę bardzo! Odwleczecie tylko chwilę waszej śmierci o te 2-3 sekundy.

Jak widać jestem uznanym specjalistą w dziedzinie Raptorowego survivalu.















Więc co robić? Musicie szukać najbliższego środka transportu (ale nie autobusu: duże okna – duże prawdopodobieństwo posiadania gadzich pasażerów na gapę), wciśnięcie gazu do dechy i niemyślenie o żadnych krewnych gdyż przez coś takiego byście się tylko niepotrzebnie narażali. Innym wyjściem jest zabarykadowanie się w wieżowcu i czekanie na ratunek na dachu po uprzednim rozmontowaniu maszyny ze słodyczami. Ale nawet będąc w budynku trzeba się mieć na baczności. Chociaż i to może być zbyteczne, ponieważ jeśli Raptor jest w pobliżu to i tak będzie wiedział gdzie jesteście. W każdym razie trzeba: unikać okien, parterów i klatek schodowych. Koniecznie trzeba zamykać (NA KLUCZ) każde drzwi bo, jak nauczył nas „Jurassic Park”, Raptory umieją je otwierać. Po zapewnieniu sobie schronienia pozostaje mieć nadzieję, że rząd nie prowadzi kontrolowanych doświadczeń z wypuszczaniem Raptorów w mieście i że przyjdzie wam z pomocą. Pod żadnym pozorem nie wolno wam polować na te gady, nawet posiadając znaczną siłę ogniową. To Raptor jest tutaj na polowaniu!

Podsumowując: Raptory są zabójcze. Jeśli nie przeczytaliście tego to umrzecie. Jeśli tak to ten poradnik daje wam jakieś 32% szans na przetrwanie ataku Raptora. Powodzenia!

Promocyjna plakietka do wydrukowania.

czwartek, 8 lipca 2010

„Tu jest napisane, że piorun uderzył w wieżę w przyszłą sobotę o 22:04”

Ostatnio spędziłem trochę czasu zastanawiając się nad pewnym ciekawym aczkolwiek eksploatowanym do granic możliwości tematem. Nie ma takiego medium na świecie, które nie nawiązało kiedykolwiek do niego. Już w VI w. p.n.e. wspominała o tym mitologia Hindusów, a dziś jest powielany np. przez brytolski serial Dr Who. Próby okiełznania tego tematu często spełzały na niczym, dając nam ultra nielogiczne potworki. Tylko niektórym się udało ustrzec wielkich błędów a wśród nich znajduje się jeden z najlepszych filmów Sci-Fi. Wiecie już o co chodzi? Nie? To mała podpowiedź: co się rozpędza do 88 mil na godzinę i potem znika zostawiając dwa płomieniste ślady?



Większej podpowiedzi chyba nie trzeba?














Zatem do rzeczy. W trakcie swoich rozważań doszedłem do wniosku, że są trzy ciekawe cechy podróży w czasie, o których rzadko kiedy (lub w ogóle) się nie mówi. Na pierwszy ogień idzie niezmienialność przyszłości i przeszłości. Tak wiem wydaje się to absurdalne bo każdy film karmi nas hasłami w stylu: „nawet jeśli zabijesz tego jednego komara to Twoja matka się nie urodzi i wszechświat wybuchnie.” Czy coś w tym stylu. Nie musi być to prawdą bowiem jedna z teorii głosi, że małe, nic nie znaczące wydarzenia mogą zostać zmienione lecz by wpłynąć na te większe trzeba się naprawdę wysilić. Przykłady?

Proszę bardzo: Twój ulubiony piesek ginie w wypadku podczas koszenia trawy. Więc co robisz? Wsiadasz do swojej budki telefonicznej/tostera/wanny/samochodu/wyspy/pamiętnika (wszystkie te przedmioty były wykorzystane jako wehikuły czasu w popkulturze), które sam skonstruowałeś by uratować pieska i lecisz w przeszłość. Oczywiście ratujesz go, lecz chwilę później on znowu ginie rozjechany przez ciężarówkę, a Ty niezłomnie cofasz się w przeszłość i kupujesz smycz by pupilek nie zginął pod kołami. Ale on uparcie znowu kopie w kalendarz. Czemu? Bo gdyby nie śmierć cholernego sierściucha nigdy by nie powstał wehikuł czasu by ocalić biednego pieska. Zatem według tej teorii wszechświat „wymusza” dzianie się pewnych wydarzeń i na nic się zdadzą nasze starania by to zmienić.

Inaczej sprawa ma się z przeciwstawną teorią o mega czułości i zamienialności czasu (tak tutaj pasuje to stwierdzenie z komarem). Wyobraźcie sobie, że dostajecie urządzenie, które pozwala wam zerknąć tylko na chwilkę w przyszłość bez żadnej fizycznej ingerencji. Szybki Look tak zwany. I w tej przyszłości widzicie siebie, który wygrał w Totolotka ogromną ilość $$$. I tu pojawia się problem bo wystarczy, że macie świadomość wygranej w przyszłości by owej wygranej nie zdobyć. Czemu? Bo będziecie się starali ze wszystkich sił przewidzieć KIEDY, lub GDZIE dokładnie tą wygraną dostaniecie i przez to możecie się rozminąć z prawdziwym miejscem i czasem gdzie ją powinniście dostać. Trochę to zakręcone ale ten przykład może się też rozwinąć w coś co nazywamy Paradoksem Ontologicznym.

Trochę zmieńmy sytuację. Używacie Szybkiego Look’a™ i widzicie gdzie i kiedy i jak wygrywacie kupę siana. Zatem czekacie na ten dzień i gdy nadchodzi robicie wszystko tak jak należy, gdy w tym samym czasie wy z przeszłości podglądacie was z teraźniejszości i przeszłe wy planuje robić to samo. Historia powtarza się do końca wszechświata i wszystko byłoby okej, tylko jest jeden problem: ktoś to musiał zacząć nie? Ale który? Skoro każde wasze wcielenie wiedziało jakie numerki wklepać bo podglądało wasze inne wcielenie? W tym momencie wszechświat wybucha.


”Następny wszechświat będzie miał wyłączoną funkcję podróży w czasie”
– Bóg











Kolejnym problemem, o którym absolutnie nikt nie mówi jest to, że każdy wehikuł czasu musi też poruszać się w przestrzeni. Na początku gdy o tym myślałem doszedłem do wniosku, że przecież Ziemia się porusza względem słońca prawda? Zatem chcąc się przenieść w przeszłość/przyszłość musielibyśmy znać dokładne położenie naszej planety tamtego dnia. Różnica np. 30 cm miała by katastrofalne konsekwencje – nikt nie chce wylądować w przeszłości po kolana w asfalcie co nie? Ale teraz jak to piszę dotarło do mnie jeszcze jedno: wszechświat się rozszerza i wszystko się w nim porusza względem wszystkiego, więc orbita Ziemi też nie znajduje się w stałym miejscu i to też trzeba by uwzględnić w obliczeniach. (Ci którzy myślą, że Ziemia jest pępkiem wszechświata: uspokajam, że to co tu wypisuję to tylko zły sen i tego tak naprawdę nie ma).

Uff na dzisiaj to by było na tyle. Temat jest praktycznie niewyczerpalny i kiedyś na pewno do niego wrócę a na dowidzenia zapraszam do zapoznania się z komiksem, który po części był inspiracją do powyższych rozważań. Howgh!