poniedziałek, 1 listopada 2010

3 sposoby na uzyskanie nieśmiertelności i czemu są one do bani.

Jako, że ostatnio stanąłem twarzą w twarz ze swoją kruchością a co za tym idzie śmiertelnością (pęknięty obojczyk to poważna sprawa) postanowiłem rozważyć co bym musiał zrobić by osiągnąć nieśmiertelność, a jaki jest lepszy sposób by się tego dowiedzieć niż przyjrzeć się jak zostało to ukazane w popkulturze? Zaznaczam, że nie szukałem trywialnych odpowiedzi w stylu: "Nasza religia gwarantuje Ci życie wieczne po śmierci" albo "Twoje dzieci to twoja nieśmiertelność" (patrząc na dzisiejszą biegającą gimnazjalną nieśmiertelność chyba wolałbym być zapomniany), czy "Twoje czyny sprawią, że będziesz zapamiętany." Problem w tym, że każda z tych opcji zakłada śmierć. A ja chcę ŻYĆ wiecznie nie być PAMIĘTANY wiecznie. Zatem moi drodzy.. jaki jest pierwszy najlepszy sposób osiągnięcia nieśmiertelności? (Urodzenie się nieśmiertelnym pomijam - to głównie przywilej głupich szyszko-jedzących elfich paniczyków).

Cóż.. najlepiej po prostu postanowić nie umierać. Przyznajcie się.. nie wpadliście na to nie? Ten pomysł przyszedł do głowy niejakiemu Hobowi Galdingowi - jednemu z drugoplanowych bohaterów "Sandmana", napisanego przez Neila Gaimana. Otóż Hob stwierdził, że umieramy bo wszyscy inni umierają. Według niego to był pewien rodzaj nawyku, który postanowił rzucić tak jak rzuca się palenie, ćpanie czy picie po ciężkiej imprezie zakończonej kacem gigantem.



Nigdy więcej nie umrę, koniec z umieraniem!











Gdzie jest haczyk pytacie? Otóż nie wystarczy coś powiedzieć żeby to się stało - muszą zaistnieć odpowiednie okoliczności. Na szczęście nie musi to być coś w stylu koniukcji 13 galaktyk tak żeby się ułożyły w wizerunek wkurzonych oczu Songoku. Wystarczy na ten przykład znaleźć się na drodze spaceru Snu i Śmierci - rodzeństwa z rodu Nieskończonych, którzy dla zabawy dali naszemu bohaterowi wieczne życie.



Jeśli tak wygląda Śmierć to muszę się zastanowić czy naprawdę chcę nieśmiertelności.
















Co to oznaczało dla pana Galdinga? Zostaje on bogaty, zdobywa żonę, jest pasowany na rycerza, potem popada w niełaskę, jest handlarzem niewolników, bogaci się, rzuca handel niewolnikami, potem prowadza się z córką niewolników, ale wiecie co jest najgorsze? Mimo nieśmiertelności nadal cofa mu się czoło... co to ma być za nieśmiertelność kiedy w jej trakcie i tak trzeba stawić czoła (nomen omen) jednemu z największych lęków mężczyzn?

Nikt nie chce żyć przez milenia z recesywnym czołem więc koniecznie szukajmy dalej. Na tapecie ląduje Ten-którego-imienia-nie-wolno-wymawiać. O rany! ten to dopiero miał fioła na punkcie nieumierania. Czego to on nie wymyślił: podzielił swoją duszę na 7 części i schował ją w horkruksach (nie wiecie co to? MUGOLE! MUGOLE!!), poszukiwał Insygniów Śmierci, chciał odnaleźć Kamień Filozoficzny i pił krew jednorożca i to na tej ostatniej chcę się skupić. Ta oleista, srebrna substancja ma ponoć możliwość zagwarantowania życia wiecznego jeśli się ją wypije.



Oleista, srebrna substancja? Czyżby T-1000 coś ukrywał?










Ale i tutaj mamy do czynienia z małym haczykiem: żeby uzyskać krew jednorożca, trzeba go pierw zabić (wiem, wiem logiczne to bardzo), a morderstwo to wiąże się z maleńką klątwą. No więc to życie wieczne, które właśnie uzyskaliście będzie przeklęte. Nigdzie nie jest wspomniane o jaką klątwę chodzi ale to chyba coś większego niż klątwa sprowadzająca na waszą twarz kurzajki. Niektórzy nawet mówią, że przez to naszemu kumplowi Voldemortowi w życiu się nie powiodło (może jego klątwa miała na imię Harry Potter?). W każdym razie jest to haczyk zdecydowanie eliminujący tą metodę uzyskania nieśmiertelności (nie wiem jak wy.. ale ja lubię moje nieprzeklęte życie).

Idąc dalej docieramy do Świętego Graala. Tak jest panie i panowie..
(SPOILER ALERT!!)

zanim Dan Brown odkrył, że Święty Graal to tak naprawdę kobieta

(KONIEC SPOILERA)

ludzie myśleli, że każdy kto wypije z tego kielicha uzyska życie wieczne. Po raz pierwszy na ten pomysł wpadli rycerze Króla Artura, którzy podczas poszukiwań zostali ujęci przez policję pod zarzutem morderstwa (jak to ukazuje świetny film dokumentalny pt. "Monty Python i Święty Graal"). Tam gdzie im się nie powiodło sukces odniósł niejaki Indiana Jones, który z małą pomocą ojca dotarł do miejsca gdzie kielich był przetrzymywany. Szybki łyczek i pyk! mamy nieśmiertelność.



Chyba, że się wybrało zły kielich.














Tradycyjnie haczyk polegał na tym, że aby pozostać nieśmiertelnym trzeba było zostać w świątyni. Żadnego wyłażenia na zewnątrz i cieszenia się życiem wiecznym. Nic z tych rzeczy! Całą wieczność należało spędzić w zatęchłej jaskini gapiąc się na kielichy.. nie dzięki.

Podsumowując.. wiecie jakie wnioski udało mi się wyciągnąć? Jeśli ktoś potrafiłby żyć z tymi wszystkimi haczykami itp. miałby jeden wielki problem: to że nieśmiertelność zazwyczaj trwa w nieskończoność. Wyobraźcie sobie: nie potrafimy zorganizować sobie czegoś do roboty podczas deszczowego popołudnia a co dopiero przez kilka tysiącleci. W sytuację tą idealnie wpisuje się pewien drugoplanowy bohater serii książek Douglasa Adamsa "Autostopem przez Galaktykę": Wowbagger Nieskończenie Przedłużony. Uzyskał on nieśmiertelność w wyniku wypadku z akceleratorem cząsteczek, parą gumek do włosów i płynnym śniadaniem.. zresztą nieważne. Biedaczek nie radził sobie dobrze ze swoim wiecznym życiem dopóki nie znalazł sobie czegoś do roboty - mianowicie postanowił obrazić werbalnie każdą żyjącą istotę w całej historii wszechświata (obraził np Czengis Czana co poskutkowało spaleniem dużych połaci Azji). Więc pomysł na życie wieczne już mam.. teraz potrzebuję je osiągnąć...macie jakieś propozycje?

12 komentarzy:

  1. Na początek, znów się po czepiam: Morfeusz i Śmierć pochodzili z rodu Nieskończonych, a nie nieśmiertelnych. Wygląd Hoba rzeczywiście się zmieniał, ale myślę, że wina leży tu raczej po stronie rysowników, a nie postępującej starości :P.

    Poza tym muszę się przyznać, że kocham starszą siostrę Snu, potajemnie i skrycie, ale kocham, więc uważam, że oddanie życia w zamian za chwilę rozmowy z nią, nie jest ceną zbyt wygórowaną (chyba, że na drugą stronę przeprowadzi mnie kościotrup w czarnej tunice, wtedy będę miał problem :P)

    OdpowiedzUsuń
  2. rozwalił mnie wizerunek wkurzonych oczu songoku

    OdpowiedzUsuń
  3. Na Gaimana! Jarek masz rację proszę o wybaczenie! Jak mogłem pomylić:( Myśle, że każdy kto czytał Sandmana darzy Śmierć conajmniej sympatią:) To mnie uspokoiłeś z tą postępującą łysiną:P

    OdpowiedzUsuń
  4. Feaorn zwany Cieniem1 listopada 2010 23:26

    Faktycznie, z taką Śmiercią to aż przyjemnie umierać.

    A co byście powiedzieli na np. postaranie się o łaskę jakiegoś fajnego bóstwa?

    OdpowiedzUsuń
  5. Pomysł dobry:p tylko, że łaska u fajnego bóstwa zazwyczaj oznacza niełaskę u konkurującego z nim bóstwa, które już nie jest takie fajne:P chyba, że miałeś jakieś konkretny przypadek na myśli;]

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozmyślając o problemie nieśmiertelności przypomniały mi się trzy sposoby na jej uzyskanie.

    Po pierwsze Smocze kule. Nieśmiertelności chciał spróbować Garlic jr, który pojawił się w pierwszej kinówce DBZ i smok spełnił jego życzenie.

    Przypomniał mi się również film, niestety nie pamiętam tytułu :/, w którym banda czarownic, dzięki magii staje się nieśmiertelna, jednak zapomniały o pewnym szczególe, ich ciała dalej się starzały, więc musiały zatrudnić charakteryzatora, aby je w razie czego składał do kupy.

    Na koniec przykład za wspomnianego już w twoim poście Sandmana. Otóż, aby odzyskać ukochaną Eurydykę, Orfeusz musiał zejść do Hadesu, jednak wejść mogli tam tylko martwi lub ci po których śmierć się nie upomina (czyli nieśmiertelni). Co więc zrobił nasz bohater? Poszedł w odwiedziny do Śmierci i poprosił ją o nieśmiertelność, a ta się zgodziła. Myślę, że jest to najprostszy sposób na osiągnięcie nieśmiertelności, tyle, że on miał łatwiej bo Śmierć była jego ciotką :P.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jarek.. chodzi Ci o "Ze Śmiercią jej dotwarzy" w którym zagrał Bruce Willis?:> No cóż.. nie każdy ma takiego farta żeby śmierć była jego ciotką (szkoda.. szkoda..);] chyba mam odpowiedź na pytanie jak osiągnąć nieśmiertelność.. a wszystko to dzięki Filozoraptorowi;] http://vader.joemonster.org/upload/zhm/464117dc52d05208.jpg

    OdpowiedzUsuń
  8. czy film z nieśmiertelnymi czarownicami o którym wspomina przedmówca to może "gwizdy pył"? chociaż nie bo one chyba w końcu giną ;)


    podoba mi się pierwszy sposób a raczej ten opis żeby można postanowić nie umierać bo to jest podpatrzony nawyk. to tak à propos twierdzenia z mojego posta - niektóre rzeczy można uznać za odruchy warunkowe ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Basiu blisko byłaś.. w Gwiezdnym Pyle czarownice musiały zjadać serce spadającej gwiazdy, żeby być młodymi:P Gdyby to odnieść do Twojego posta to jeśli ktoś by sie chciał pozbyć parowania się to by musiał się zwrócić do kogoś wyżej postawionego.. Amor może?:P Eros? Czy kto sie tam tym zajmuje:P

    OdpowiedzUsuń
  10. bardziej chodziło mi o samo postanowienie =P bo na żadne prośby nie lubię chodzić ;) A co do wyższej instancji w tej kwestii to się nie orientuję zgłoś się gdzie indziej =P

    Wiedziałam że nie trafię z tym filmem, ale się starałam a chęci się liczą nie efekty ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Tak chodziło o "Ze Śmiercią jej do twarzy" wygrałeś taki oto obrazek: http://www.obrazky.pl/101-ze-smiercia-jej-do-twarzy :P

    OdpowiedzUsuń
  12. Porozmawiamy o tym jeszcze raz - jak skończymy przynajmniej 70 lat. Gatunek przedłużony, dzieci zajmują się swoim życiem. Jesteś trochę jak mebel, do którego ma się sentyment, albo jak stary miś z dzieciństwa wzbudzający litość - ale wciąż nie ma się serca go wyrzucić. Jak zaczniesz zapominać, myślenie stanie się przykrym obowiązkiem. W dodatku twoje poglądy będą pewnie przestarzałe, więc nazwijmy Cię "moherem". Co prawda będą pewne pozytywne aspekty, jak na przykład bezkarne puszczanie bąków w autobusie, ale nie o tym tu. Więc jak już będziesz starszym panem to nie w głowie Ci będą takie głupoty... Po co komu nieśmiertelność? Starość jest trochę pokraczna, wręcz brzydka. Śmierdzi mielonką... ale na swój sposób jest chyba najpiękniejsza. Masz tyle wspomnień, że swoje życie możesz odgrywać wiele razy - według własnego scenariusza.

    Ps. Wiem, że nie na temat, ale ten post jest durny. Zbyt odległy. Ty weź sobie zamroź DNA, albo regularnie się klonuj! Robią to już na laboratoriach na kierunku biotechnologia.

    OdpowiedzUsuń