poniedziałek, 21 lutego 2011

Czas wyruszyć w nieznany kosmos!

Po wielu przemyśleniach, analizie bieżących wydarzeń i trendów w popkulturze uznałem, że czas już najwyższy byśmy opuścili naszą piękną niebieską planetę i skolonizowali kosmos. Wszystkim tym, którzy już w tym momencie lecą do działu z komentarzami by wpisać „o rany Piotrek znowu się naczytał science-fiction” chciałbym przekazać, że to jest poważne postanowienie i nie można z niego kpić!
Zdaję sobie oczywiście sprawę, że nie mogę podreptać sobie np. do siedziby NASA (czy innych ESA, RKA, CNES, CNSA, ISRO czy JAXA) i ze stanowczym uśmiechem powiedzieć: chłopaki lecimy w kosmos! Jedyne klaskanie jakie bym w ten sposób uzyskał to klaskanie moich pośladków lądujących na betonie po wyrzuceniu przez ochroniarza. Zresztą kto by tam chciał iść do tych partaczy? Od czasu Apollo 17 i jego lotu na księżyc w 1972 nie polecieli dalej (wyżej?) niż na niską orbitę okołoziemską. Zdecydowanie potrzebujemy mocniejszego argumentu, czegoś co sprawi, że wszyscy nagle znowu zaczną patrzeć w niebo. I tu z pomocą przychodzi nam... popkultura.



Dzięki niej wiem, że potrzebujemy czegoś mocno nieprzyjemnego, wstrząsającego czy nawet katastroficznego co pozwoliłoby zjednoczyć wszystkie narody pod jedną organizacją i zmusić do pełnej i bezwarunkowej kooperacji. Według mnie najbardziej prawdopodobne byłoby wyczerpanie złóż surowców naturalnych - jeżeli ich zużycie się utrzyma na tym samym poziomie co teraz to w ciągu 90 lat pożegnamy się z monetami, uszczelkami, biżuterią, bateriami, rurami, telewizorami LCD itp. Więc konieczne będzie poszukiwanie alternatywnych surowców w kosmosie a żeby mieć na to pieniądze trzeba będzie się zjednoczyć. Innymi katastrofami, które użyte zostały w popkulturze są: wojna atomowa (nic tak nie jednoczy ludzi jak wybicie połowy ludzkości), ostateczna dominacja jakiegoś kraju lub przeludnienie. Osobiście najbardziej wolałbym to ostatnie.. bo przynajmniej w grę wchodzi przyjemny proces.


Hej mała, przeludnimy Ziemię?


















Uzyskawszy pieniądze od wszystkich narodów (kolejny powód przemawiający za przeludnieniem: więcej ludzi = więcej pieniędzy od każdego) nadchodzi czas na etap drugi: budowa windy kosmicznej. Jako, że koszty lotów w kosmos są przeolbrzymie: wyniesienie na orbitę 6 średnich kartofli kosztuje $10.000 (nici z puree chłopaki) a co dopiero zawiezienie części do budowy statków kosmicznych; alternatywą jest budowa windy kosmicznej, która te koszty zredukowałaby do $100. Wierzcie lub nie, ale najtęższe umysły na planecie już nad tym pracują (chociaż i im zdarzają się dziwne pomysły)! Sam pomysł zakłada umieszczenie gdzieś na równiku wielkiej platformy, z której poprowadzony by był kabel do orbity geostacjonarnej, gdzie podłączona by była przeciwwaga (np. siłą przyciągnięty jakiś asteroid, albo zbitka wszystkich śmieci krążących na orbicie: szacuje się, że znajduje się tam około 600.000 obiektów). Dzięki umiejscowieniu na tej orbicie winda, z punktu widzenia na Ziemi byłaby ciągle w tym samym miejscu. Proste?


Ej widzę stąd mój dom!


















Nie do końca… zacznijmy od tego, że orbita geostacjonarna znajduje się na wysokości około 38.000km. Teraz spróbujcie przypomnieć sobie jakiś materiał na kabel, który miałby być wystarczająco wytrzymały by stawiać opór Ziemskim warunkom pogodowym i mega naprężeniom jednocześnie będąc lekkim i tanim. Już? Nic nie wymyśliliście? Nie martwcie się, problem bowiem leży nie w waszej pamięci tylko w tym, że taki materiał nie istnieje. Jeszcze. Obecne najwytrzymalsze materiały pozwoliłyby na budowę kabla o długości około 40km co przekłada się na 0,001 potrzebnego dystansu. W tym właśnie tkwi największy problem, ale jak donoszą serwisy naukowe w ciągu dwóch lat powinny być opracowane wstęgi grafenowe, które posiadają wymaganą odporność. Mając wstęgę trzeba by jeszcze zapewnić tor po którym poruszałyby się windy. Zajęli się tym najwięksi specjaliści od laserowej energii: LaserMotive znani też jako twórcy laserowego działka do rozwalania komarów.

I tu rodzi się kolejny problem. Za każdym razem w popkulturze gdy występuje winda kosmiczna to jest ona właśnie niszczona. Rany, ludzie chyba naprawdę nie chcą lecieć w kosmos sądząc po ilości zamachów na wszelkie środki transportu kosmicznego (pamiętacie „Kontakt”?). Ale powiedzmy, że wyposażyliśmy naszą windę w środki obrony koniecznej: wyrzutnie rakiet, pola minowe lądowe i wodne, snajperów itp. i możemy wysyłać cały sprzęt za śmiesznie niskie pieniądze. Co dalej? Ano – kosmiczne stocznie i budowa statków kosmicznych.


Przeskakiwanie przez płot w stanie nieważkości byłoby łatwiejsze.











Zamiast budować na Ziemi okręty i wysyłać je w kosmos lepiej zbudować je w kosmosie (wiecie, że wg praw fizyki niemożliwe jest polecenie wahadłowcem w kosmos?). I właśnie do tego głównie będzie nam potrzebna winda kosmiczna. Jednakże w tym momencie wchodzimy w obszar największej niewiadomej: czym będą napędzane nasze pojazdy kosmiczne? Temat jest tak obszerny, że lepiej będzie skupić na tym co można JUŻ zrobić. NASA planuje załogowy lot na Marsa w 2036r i mają jeden ciekawy patent. Z bieżącymi silnikami podróż potrwałaby 500 dni i by powodowała masę napięć wśród załogi (wyobrażacie to sobie? 18 miesięcy i to bez seksu!), ale oni wymyślili sobie, że „złapią” na autostopa przelatującą niedaleko asteroidę i dzięki niej skrócą sobie podróż o kilka miesięcy. Jest jeszcze jeden projekt zapoczątkowany przez byłego członka NASA: silniki działające na prąd, tworzące pole magnetyczne, które wytwarzałoby strumień rozgrzanej plazmy – to by było tak efektywne, że skróciłoby czas lotu na Marsa do 40 dni!

Zastanawiacie się pewnie czemu jeszcze nie wspomniałem o kosmitach? Cóż… jeden mądry pan powiedział kiedyś, że dowodem na istnienie innych inteligentnych ras w kosmosie jest fakt, że unikają z nami kontaktu. Ja natomiast bym się skłaniał do tego, że brak kontaktu wynikałby z tego , że Wszechświat jest duży. Jak duży pytacie? Ano na tyle, że ponoć w naszym układzie słonecznym schowała się jeszcze jedna planeta… i to 4 kurna razy większa od Jowisza! Mało? Wiecie ile jest kilometrów do najbliższej, oprócz słońca, gwiazdy? 40 milionów milionów. A wy narzekacie, że do sklepu jest daleko…

Podsumowując: jeśli kiedykolwiek cywilizacja ludzi miałaby zostać cywilizacją międzyplanetarną to tylko po jakiejś katastrofie, po której ktoś mądry u władzy by powiedział: „nie no tak nie można ludzie” po czym zachęcił wszystkich do badania kosmosu. Albowiem ludzie to z natury ciekawskie stworzenia a na samej Ziemi niewiele już pozostało do badania. Następnie wspólnymi wysiłkami MUSIELIBYŚMY zbudować windę kosmiczną bo, szczerze mówiąc, nie ma lepszej alternatywy. A stąd pozostałby już tylko mały kroczek dla człowieka…

9 komentarzy:

  1. Tym razem naprawdę się wciągnąłem, zarówno w treść wpisu, jak i w materiały dodatkowe. Good job, laddie!

    Mało we mnie naukowca siedzi, ale chyba nie zgodziłbym się ze stwierdzeniem, że na ziemi mało jest już do badania. Sądzę również, że dla dobra samej ludzkości, zamiast zbyt wcześnie bawić się w skakanie na orbity Marsa, czy nawet Alfa Centauri (w badaniach mogą sobie spokojnie poradzić bezzałogowe sądy, jakkolwiek mniej spektakularne i całkiem bezduszne), to na Ziemi jest jeszcze cała kupa bałaganu, który warto by najpierw sprzątnąć (również "technologicznie"), by móc bez kozery stanąć przed radą Organizacji Planet Zjednoczonych jako gatunek cywilizowany i społecznie rozwinięty. (zachęcam do czytania "Dzienników Gwiazdowych" Lema! Ubaw po pachy i kapitalna filozofia w jednym!)

    OdpowiedzUsuń
  2. Biorąc pod uwagę starzejącą się flotę promów kosmicznych USA i rakiet Rosji(bo z tego co wiem to tylko te 2 państwa latają do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej), coś trzeba zrobić aby podbój kosmosu nie był tylko fantastyką naukową. Martwi mnie to jednak, że do puki nikt nie znajdzie jakiegoś profitu z podboju kosmosu to może długo nie nastąpić ruch w tym kierunku. Ludzkość moimi zdaniem jeszcze nie dorosła do myśli: "zróbmy coś wspólnie bo ten pomysł jest mega".

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeludnienie? To mi się podoba, nie czekajmy już dłużej :P. Problem jest jednak taki, że mamy "tylko" 90 lat, bo za taki czas znikną monety, a my przecież mamy się zrzucić na loty kosmiczne :P. Tu widzę kolejny paradoks w obecnych czasach najpłodniejsi, są najbiedniejsi, więc nawet jeżeli będzie nas bardzo dużo, to za podbój kosmosu zapłacimy... długami :(.

    Co do budowy windy kosmicznej istnieje jeszcze jeden problem, prócz długiego kabla. Przeciw waga musi ważyć tyle samo co planeta Ziemia.

    W każdym razie, mi nie w głowie żadne podróże kosmiczne na Ziemi mam wszystko czego mi potrzeba. Prawda, miłe panie :P? Chyba, że OPZ, zniesie głupi zakaz NASA :P.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapomniałem o jednym. Post został opublikowany o godzinie 00:00. Czy to zamierzone działanie?

    OdpowiedzUsuń
  5. @Jakubek: w sumie zawsze wolałem patrzeć w niebo niż w ziemię i z tego wynika to stwierdzenie o braku rzeczy do badań:) a co do bezzałogowych sond kosmicznych: jak dla mnie pomysł jest bezsensu bo tracilibyśmy pieniądze na coś co potem i tak by wymagało interwencji ludzkiej ręki - nawet najdokładniejsza sonda czy robot nie zastąpi człowieka.

    @Gustlik - zgadzam sie z tym ostatnim. Ale tak jak Ci mówiłem: coraz śmielej poczynają sobie rządy takich państw jak Indie czy Chiny. Na moje my możemy tego nie widzieć ale wyścig trwa nadal! Jak inaczej tłumaczyć ciągłe nowinki w stylu tych plazma-silników?

    @Jarek - dzięki za zrujnowanie moich marzeń o podboju kosmosu:P serio tyle to musi ważyć? Podczas szukania materiałów nie było o tym wzmianki i chyba tak nie musi być. Cały sens umieszczania tego na tej wysokości leży chyba w tym żeby przeciwwaga nie musiałabyć duża. Wiem, że zaczynam polemikę z przyszłym inżynierem więc proszę mnie nie gasić zbyt mocno:P

    @Jarek 2 - Nie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. @Pitek: Wiadomo, że roboty nie grają tak dobrze na aerofonach, jak ludzie, choć już robili takie, co na skrzypcach rzępolą... ;) Niewątpliwie, na obcych światach człowiek miałby sporo istotnych decyzji do podejmowania i dowodzenia tego, co go od maszyny (jeszcze?) odróżnia, ale nie wiem, czy ludzka obecność jest potrzeba, by np. kopać na innych planetach kamyk... (vide: "The Moon" ;))

    OdpowiedzUsuń
  7. Wyjaśniając nieścisłości... ;) O "The Moon" piszę, bo to całkiem ciekawy kontekst jest. Takie rozwiązanie z "człekiem", o ile może w jakiś sposób praktyczne np. w początku XXI wieku (pomijam kwestie etyczne), myślę, że z czasem przestałoby być efektywne. Sądzę, że wraz z tym, jak robociki robią się coraz doskonalsze, wkrótce przestaną potrzebować pana, co by im śrubki wymieniał i same sobie poradzą. A że taniej będzie wysłać i utryzmać "przy życiu" robocika - piniondz pewnie zadecyduje. ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja się zgodzę z Jakubem.. tu jest wystarczający bałagan i mogliby się skupić na robieniu tu porządku ;P A dwa, że faktycznie na naszej planecie jest wystarczająca ilość ciekawych rzeczy do badań :) Po co marnować życie na jakiś kosmos. Ludzie prowadzą badania, które prędzej czy później i tak ktoś będzie musiał kontynuować a w sumie daleko się nie posuną. Ja jestem egoistką i nie myślę o tym, co gdzie i jak będą robić przyszłe pokolenia :D Ale poczytać o pomysłach mogę i do tego się ograniczam :P

    OdpowiedzUsuń
  9. Faktycznie na Ziemi jest jeszcze co robić, ale podbój kosmosu to jest coś monumentalnego. Osobiście lubię rzeczy, które ludzie w historii robili dlatego, aby pokazać że się da i nie do końca patrzyli na pieniądze. Dzięki temu wylądowaliśmy na Księżycu oraz zbudowaliśmy Concorda (to było nawet trudniejsze niż lot w kosmos podobno:)). Dlatego z czystej potrzeby zaspokojenia mojej manii myśli technicznej ponad pieniądze chciałbym doczekać podboju kosmosu.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń