Ostatnio się zastanawiałem: jaka jest cena podboju kosmosu? Liczne eksperymenty pokazują, że ostateczna granica tanio skóry nie sprzeda. Na ten przykład jakiś czas temu rządy tych państw, które współpracowały przy budowie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) zakazały uprawiania seksu na jej pokładzie. Powód jest prosty: astronautek jest zdecydowanie mniej niż astronautów i jakiekolwiek romanse mogłyby prowadzić do sprzeczek wśród załogi, a w kosmosie nie można sobie pozwolić na coś takiego (choćby dlatego, że nie da się trzasnąć drzwiami i wyjść na spacer). Innym przykładem była próba zamknięcia kilku ochotników na okres kilkuset dni by sprawdzić jak rozwijałyby się relacje międzyludzkie podczas podróży na Marsa. Po kilkunastu dniach stwierdzono: rozwijałyby się źle (pewnie ma to coś wspólnego z tym, że ludzie zaczęli skakać sobie do gardeł). Te rozważania wykiełkowały po obejrzeniu debiutanckiego filmu Duncana Jonesa: „Moon”. Zapraszam do przeczytania recenzji!
Ała moje oczy!
„Moon” wyszedł w 2009 roku i tak się stało, że nie wleciał na orbity polskich kin. Opowiada o Samie (którego genialnie zagrał Sam Rockwell – ten co grał tego dupowatego przeciwnika Ironmana w sequelu), który jest jedynym rezydentem w bazie kosmicznej zbudowanej na księżycu, gdzie pilnuje kilku wielkich maszyn zbierających minerały z powierzchni. Jego trzyletni, spędzony całkowicie w samotności, kontrakt właśnie dobiega końca, więc nasz bohater szykuje się do powrotu w ramiona żony i małej córeczki. Jednakże na samej stacji zaczynają się dziać niewytłumaczalne zdarzenia a Sam staje się ich mimowolnym uczestnikiem. Więcej o fabule pisać nie wypada, odkryjecie wszystko sami jeśli zdecydujecie się obejrzeć „Moon”. Mimo, że wizytówką tego filmu jest wspaniała gra aktorska Sama (zwrot „teatr jednego aktora” pasuje jak ulał) warto ten film obejrzeć z jeszcze dwóch innych powodów. Pierwszy to GERTY, robot-pomocnik przemawiający spokojnym, chłodnym głosem Kevina Spacey’ego. Po „Odysei Kosmicznej” wiemy, że nie można ufać żadnemu z robotów ale GERTY, który swoje emocje prezentuje w postaci emotek wyświetlanych na małym ekraniku jest tak uroczy, że zanim się spostrzeżecie będziecie się uśmiechali pod nosem.
Nie można go nie lubić.
Drugim powodem, dla którego warto obejrzeć „Moon” jest wszechobecne uczucie samotności. Absolutnie wszystko w tym filmie krzyczy: „Sam! Jesteś samotny!”. Kurcze nawet jego budzik gra melodię „I am the one and only”. Jego odosobnienie jest świetnie podkreślane przez monotonię wnętrz i monotonię czynności, które musiał wykonywać przez 3 lata, dzień w dzień. Do tego dochodzi świetna praca kamery. Jej powolne, wręcz statyczne ruchy również podkreślają powolność upływania czasu w samotności. A wszystko idealnie podsumowuje muzyka Clinta Mansella – naczelnegohttp://www.blogger.com/img/blank.gif muzycznego specjalisty Hollywood od ryjących głowę filmów („Żródło” i „Requiem dla snu” coś wam mówią?.
To wszystko składa się na dojmujący portret człowieka samotnego, który musi stawić czoła niewyjaśnionym zjawiskom. Jest to obraz tyleż samo fascynujący i pociągający co http://www.blogger.com/img/blank.gifmelancholijny i wpędzający w zadumę. Pamiętacie może jak kiedyś pisałem, że najlepsze filmy zmuszają nas do zadania sobie pewnych pytań? Ten tak ma. Stawia pytania, na które ludzie odpowiedzialni za eksplorację kosmosu woleli by nie odpowiadać. Poza tym jak, wszyscy wiecie, jestem maniakiem wszelkiego rodzaju odniesień a „Moon” sporo mi ich zapewnił. Widać inspiracje naszym rodzimym „Solarisem” czy „Odyseją kosmiczną” (sceny dziejące się poza bazą mają akompaniament w postaci muzyki klasycznej – zupełnie jak w dziele Kubricka).
Za psie pieniądze ($5 000 000 to w Hollywood śmiesznie niski budżet) powstał film, który fascynuje, frapuje i wciąga. Polecam z całego subiektywnego serca!
Ocena: 9
Co do filmów z jednym aktorem to nie jestem do końca przekonana... widziałam dwa takie i ciężko mi to ocenić...
OdpowiedzUsuńO tym filmie się wypowiem jak obejrzę :)
A chciałam się Ciebie Pitek zapytać czy oglądałeś może Green Lantern i Captain America? Zastanawiam się nad obejrzeniem i ciekawa jestem opinii na temat tych filmów...
Film widziałem i polecam, szczególnie miłośnikom klimatów SF (bardziej Science niż Fiction) :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie skończyłem oglądać. Bardzo fajny film, może nieco zbyt przewidywalny, ale daje sporo do myślenia. Najbardziej przeraziły mnie dwie rzeczy: po pierwsze atakujące zewsząd logo Lunar Industries. Po drugie fakt, że Sam nie domyślił się, że coś tu nie gra w momencie gdy musiał wstukiwać kod do komputera na stacji, gdzie przez trzy lata siedzi sam, czyli de facto w miejscu, gdzie nikt inny nie mógł się dobrać do danych.
OdpowiedzUsuńPani tajemnico, żadnego z filmów o których piszesz nie widziałem, ale najbardziej kasowa ekranizacja komiksu ostatnich tygodni to Smerfy. Piszę to całkiem serio.
@Pani tajemnica: ogólnie Green Lanternem bym sie raczej nie przejmował. Ale za to na Capitana Americe ostrzę sobie kły od dłuższego czasu. Jakiś czas temu Marvel powiedział "papa" hollywoodzkim producentom i sam robi swoje filmy. Dziwnym trafem od tamtej chwili poziom filmów na podstawie komiksów podniósł się znacząco. Jak obejrzę to będzie recenzja.
OdpowiedzUsuń@Mqrcel: słuszna uwaga, że bardziej Science:)
@Jarek: Jeśli Cię przeraziło, że wszędzie jest logo Lunar Industries to mam pewną informację która Cie położy:P Podczas napisów końcowych jest pokazane kto ma prawa autorskie do tego filmu... Wychodzi na to, że Lunar Industries ;) LINK: http://2.bp.blogspot.com/_zN5HgfqZ-XQ/TSo-U---YDI/AAAAAAAAAGk/KI0n-Fj3KXQ/s1600/01-32-45+Copyright+Lunar+Industries.jpg
A co do Smerfów: Najbardziej kasowa i jedna z najgorszych zarazem:P recenzje zachodniego świata mieszają ten film z błotem. Dość powiedzieć, że średnia na Metakrytyku to 30% a na Zgniłychpomidorach: 22%.
kolejny film w kolejce do obejrzenia ;) zaraz po smerfach... no dobra żarcik taki ^^
OdpowiedzUsuńPitku twoja uwaga sprawiła, że "Moon" przesunął się nieco wyżej w moim prywatnym rankingu. Im dłużej analizuję sobie ten film tym bardziej przekonuję się ile jest w nim subtelnych detali, które powodują, że jest to bardzo dobra fabuła.
OdpowiedzUsuńmoon mega dobry film, zarabista gra glownego aktora ukazanie tego jaki czlowiek potrafi byc samotny jak traci zmysly i tego jak nieludzcy potrafia byc ludzie....
OdpowiedzUsuńFilm dobry, szkoda tylko, że główny wątek fabularny działa na zasadzie "nic nie mów o fabule, bo jeszcze wygadasz główną zmianę akcji" (za drugim razem może nie bawić tak samo mocno). Dla mnie najlepszym pomysłem tego filmu był Gerty, głos Spacey'ego i te emotikony to mistrzostwo:).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Szczerze Gustlik? Uważny widz szybko się domyśli tego głównego zwrotu akcji. Tak jak Jarek pisał... film jest troszkę przewidywalny. A za drugim podejściem możesz wychwycić takie niuanse jak ten o który Jarkowi pokazałem. Do tego możesz też nawiązań poszukać:)
OdpowiedzUsuń