poniedziałek, 21 listopada 2011

Atak kultury: recenzja filmu „Przygody Tin Tina”.

Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że bardziej subiektywnej recenzji na tym blogu nie uświadczycie. Samego Tin Tina, jako jedną z moich ulubionych bajek z okresu dzieciństwa, darzę ogromnym sentymentem. Dlatego też na seans kinowy szedłem pełen jednocześnie nadziei i strachu. Po tym jak Steven Spielberg i George Lucas zgwałcili czwartego Indianę Jonesa (nie zrozumcie mnie źle… to był dobry film, ale kiepski Indiana Jones) obawy były uzasadnione. Razem ze mną wybrała się moja towarzyszka, której stosunek do Tin Tina był… żaden. Nigdy nie oglądała wersji animowanej, ani nie czytała komiksu, więc podczas seansu zachowała obiektywizm. Z pomocą jej komentarzy powstała ta recenzja. Zapraszam!

 
Piotr, a chcesz być rudy? Nie, ale mogę taką grzywkę sobie załatwić.



















środa, 16 listopada 2011

Kącik złośliwości: Najdroższe zdjęcie na świecie.

Ostatnio podczas mych nieskończonych wędrówek po bezdrożach Internetu natknąłem się na pewną wiadomość na pewnym portalu internetowym. Po jej przeczytaniu pozostało mi tylko w geście rozpaczy nad durnotą świata założyć uroczyste hachimaki i wmontować się samolotem w dom niejakiego Andreasa Gursky'ego. Jednak po dłuższym zastanowieniu (i niemożliwości wypożyczenia samolotu do szybkiej misji kamikadze) postanowiłem, że jest lepszy sposób by to załatwić: wylać wiadro goryczy w Internecie! Ale o co dokładnie chodzi i czym sobie zasłużył ten biedny pan Gursky na to bym ścianę jego sypialni wzbogacił o dziurę w kształcie myśliwca? Otóż posłuchajcie…

Na jednej z aukcji w domu aukcyjnym Christie’s sprzedano za niemałą kwotę 4,3 miliona dolarów zdjęcie zrobione przez pana Andreasa Gursky'ego. Z tego co się dowiedziałem jest to obecnie najdroższa fotka (poprzednik kosztował 3,90 miliona). Zastanawiacie się pewnie cóż to za fantastyczna fotografia musiała być. Jak dramatyczną scenę musiał ten koleś uchwycić, jak piękny kadr musiał wybrać, jak genialne oświetlenie towarzyszy tej przejmującej scenie? Dobra, żeby was nie trzymać w niepewności oto ono:

 
Ale tu nic nie ma!











środa, 2 listopada 2011

Atak kultury: recenzja filmu Contagion – Epidemia Strachu

Apsik. I się zaczęło. Kobieta wchodząca do autobusu, kaszląca w rękę a potem chwytająca poręcz; jakiś facio wycierający smarki dłonią a potem dotykający okna, o które ty potem nieświadomie, bo ulegając zmęczeniu, opierasz głowę. Kaszlący ludzie w kościele. W szpitalu. W szkole. Wystarczy krótki kontakt z zarażonym, może to być uścisk ręki, czy pocałunek w polik. Tak zaczyna się epidemia, którą przedstawia film pt. „Contagion – Epidemia Strachu”. Muszę się przyznać, że o filmie niewiele słyszałem i tak naprawdę poszedłem na niego w ciemno, nie widząc nawet sekundy trailera. Jedyne co o nim wiedziałem to to, że jest o epidemii i występują w nim całkiem znani ludzie.

 
Jest tu m.in. Morfeusz, Jason Bourne, Hanna Schmitz, Edith Piaf, Żona kolesia z Coldplay i Alfie.