środa, 2 listopada 2011

Atak kultury: recenzja filmu Contagion – Epidemia Strachu

Apsik. I się zaczęło. Kobieta wchodząca do autobusu, kaszląca w rękę a potem chwytająca poręcz; jakiś facio wycierający smarki dłonią a potem dotykający okna, o które ty potem nieświadomie, bo ulegając zmęczeniu, opierasz głowę. Kaszlący ludzie w kościele. W szpitalu. W szkole. Wystarczy krótki kontakt z zarażonym, może to być uścisk ręki, czy pocałunek w polik. Tak zaczyna się epidemia, którą przedstawia film pt. „Contagion – Epidemia Strachu”. Muszę się przyznać, że o filmie niewiele słyszałem i tak naprawdę poszedłem na niego w ciemno, nie widząc nawet sekundy trailera. Jedyne co o nim wiedziałem to to, że jest o epidemii i występują w nim całkiem znani ludzie.

 
Jest tu m.in. Morfeusz, Jason Bourne, Hanna Schmitz, Edith Piaf, Żona kolesia z Coldplay i Alfie.















Sam film opowiada historię epidemii, to jak się rozprzestrzenia, na kogo ma wpływ i jak reagują na szybko zmieniającą się sytuację różni ludzie. Bohaterowie pochodzą z różnych środowisk i prezentują różne spojrzenia na epidemię. Mamy więc ojca, który stara się chronić dziecko, epidemiolożkę (ładne słowo) z WHO, jakiegoś ważniaka z CZZC (poproszony o pomoc wujek mówi, że to Centrum Zwalczania i Zapobiegania Chorób), maniaka teorii spiskowych itd. Celowo nie użyłem stwierdzenia „główni bohaterowie” bo ta rola przypada w udziale samemu wirusowi.

 

Dodałem uśmiech, żeby nie wydawał się taki straszny.















Błagam, niech was nie zwiedzie tytuł tego filmu. Jego podtytuł sugeruje , że to jakiś głupkowaty i naiwny horror, a tak naprawdę nie jest. Wręcz przeciwnie, mamy tu bowiem do czynienia z filmem poniekąd katastroficznym. Wirus zabija coraz więcej ludzi, lecz nie tylko on rozprzestrzenia się w zatrważającym tempie. Wtóruje mu panika i strach, szerzące się wśród populacji ludzkiej. Pojawia się nieufność wobec ludzi, którzy próbują nad tym całym bałaganem zapanować. Przez sposób pokazania, który jest stonowany i pozbawiony pompy i patetyczności (których szczerze nienawidzę) film nabiera realizmu, nieobecnego w „zwyczajnych” filmach katastroficznych. Zamiast wybuchów i emocjonalnych i wzruszających momentów, reżyser postawił na chłód i napięcie. I chwalmy go za to!

W nagrodę za stworzenie owego napięcia trzeba przybić piątkę (ale tylko po dokładnym umyciu dłoni przed i po!) niejakiemu Cliff’owi Martinezowi, który wziął i popełnił muzykę do tego filmu. Pierwszym moim skojarzeniem był soundtrack do Social Network, co jest pochlebstwem samym w sobie. Powiem wam, że to co stworzył Martinez jest idealną oprawą dla tego filmu. Jest hipnotyczna, niepokojąca i (jak to stwierdziła moja towarzyszka) od razu sprawia, że myślimy o wirusach. Kurna, z tą muzyką jako podkładem mógłbym oglądać nawet pączkowanie drożdży (któremu by i tak towarzyszyło olbrzymie napięcie). 

 
Zaraz się coś wydarzy! Ja to czuję!












Oczywiście, żeby nie było zbyt pięknie znajdzie się kilka minusów jak na przykład kilka urwanych wątków, lub czasami nie całkiem przekonująca gra aktorska (ale bez przesady… poziomu polsatowskich produkcji nie osiągają), ale tak naprawdę to nie mają wpływu na odbiór całości. „Contagion – Epidemia Strachu” nie pokazuje nam niczego nowego, lecz robi to w strasznie przejmujący sposób. Posunąłbym się nawet do stwierdzenia, że widz wpędzony jest w pewnego rodzaju paranoję. Przez wszystkie ujęcia pokazujące jak przenosi się choroba zaczynamy widzieć tego typu chwile w życiu codziennym. Dość powiedzieć, że gdy pod koniec filmu ktoś w kinie kichnął to rozległo się kilka nerwowych chichotów. 

Więc dla kogo jest to film? Cóż… ludzie, którzy nie dostają wysypki na dźwięk słów w stylu „patogen” w dialogach będą się dobrze bawili. Osobiście polecam, bo to tym straszniejsze, że całkiem prawdopodobne. Nie wiem jak was… ale mnie bardziej przeraża wizja takiej zagłady, niż gdyby miał w nas pierdyknąć asteroid.

MOJA OCENA: 8

6 komentarzy:

  1. No jeśli Twoi bliscy zarażają się nawzajem nieświadomie i padają jak muchy, jeden po drugim, też bym się zaczęła tyrać.

    Ja jestem zdania, że po seansie pobiegła spora część Amerykanów kupić żel antybakteryjny ^^

    Dziękuję, dobranoc.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma to jak uśmiechnięte bakteryjki na dobranoc;D Jednakże myślę, że autobus nie będzie jutro miłym mi środkiem lokomocji. Po tym co przeczytałam o smarku na szybie szczególnie:P

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi też bakteria się podoba :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Pani Tajemnica :D3 listopada 2011 23:23

    ja tak trochę nie na temat, ale muszę się z Tobą tym podzielić :P
    obejrzałam ostatnio Walking Dead i... straaasznie mi się spodobało :D czekam z niecierpliwością na kolejne odcinki ;)
    znasz jeszcze jakiś inny serial godny uwagi, którego jeszcze nie widziałam? :>

    chociaż w sumie komentarz jest na temat, bo przecież zombi powstały chyba też przez jakiś zmutowany wirus :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Uśmiechnięte bakterie są passe.

    Nie za bardzo gustuję w filmach katastroficznych, ponieważ za bardzo są do siebie podobne, mimo to tytuł ten ma fajny sądtrak, przyda się na sesję RPG :P.

    OdpowiedzUsuń
  6. I minelo tyle lat a TEN FILM ZAMIENIL SIE W ZYCIOWY SCENARIUSZ!JAK TO MOŻLIWE?

    OdpowiedzUsuń