sobota, 21 stycznia 2012

Atak kultury: recenzja powieści „Złodziejka Książek”.

Do tej książki przymierzałem się już od jakiegoś czasu. Przyznam się szczerze, że jej bestsellerowy status trochę mnie przerażał. Wiecie jak to jest… wszyscy coś polecają, człowiek narobi sobie chęci i ochoty a tutaj wychodzi coś na miarę „Szpiega” (szybka recenzja: 6/10, głupi trailer zbytnio mnie najarał na ten film). Ale w końcu się przełamałem i zabrałem do lektury. Czy mi się podobało? Cóż… przeczytajcie recenzję to się dowiecie!

Historia, którą przedstawia nam Markus Zusak w „Złodziejce Książek” to jedna z wielu dostępnych na rynku opowieści o Holocauście. Mamy więc niemiecką dziewczynkę o imieniu Liesel, mieszkającą w miasteczku niedaleko Monachium, która zaprzyjaźnia się ze zbiegłym Żydem. Dość niefortunnie się zaprzyjaźnia ponieważ praktycznie wszyscy dookoła pragną położyć swe łapska na jego skołtunionej głowie i wsadzić go w pidżamę w paski – mamy przecież Drugą Wojnę Światową. Liesel, co warto nadmienić, towarzyszymy i przyglądamy się również gdy wkracza na ścieżkę złodziejstwa stając się tytułową „złodziejką książek”. Jednakże to co z początku wygląda na jedną z wielu sztampowych historyjek opartych na pomyśle „kumpluję się z Żydami a tu wojna”, zyskuje gdy się wspomni kto pełni funkcję narratora. Otóż zaszczyt ten Markus Zusak powierzył komuś z kim każdy z nas ma już umówione spotkanie: Śmierci.

 
No hej. Poczytać wam bajkę?













Daleko mu jednak do naszych (i Pratchettowych) wyobrażeń o nim. Samą koncepcję złowrogiego kościotrupa z kosą komentuje jako wyjątkowo zabawną. Pomimo ogromnego zapracowania (w tym okresie Śmierć zarobiony był oczywiście po swe mroczne pachy) nasz drogi narrator znajduje czas by bacznie przyglądać się głównej bohaterce. Jego celne spostrzeżenia odnośnie Liesel jak i całej ludzkości towarzyszą nam przez całą lekturę wynosząc zwykłą opowiastkę na wyższy poziom i niekiedy zmuszając do poważniejszego zastanowienia się nad tym całym bajzlem, który nazywamy życiem. Śmierć jest też przy tym (o ironio!) jedną z najbardziej ludzkich postaci pojawiających się na kartach „Złodziejki” (przypomina wam to kogoś?). A propos bohaterów przewijających się przez powieść: nie można pozostać obojętnym wobec żadnej z postaci! Kurde dawno nie widziałem takiego pietyzmu w kreowaniu bohaterów. Los tych dobrych jest nam niezwykle bliski a tym niedobrym nietrudno życzyć by przytrafiło się im coś złego. Wszelkie radości i smutki przeżywamy razem z bohaterami a sam Markus gra na naszych uczuciach z ogromną wirtuozerią.

Wszystko to do tego jest napisane w taki jakiś… ciepły sposób. Bohaterowie potrafią odnaleźć radość i optymizm w zwykłej codzienności a gdy oni się cieszą, cieszymy się i my. Do tego wtręty i komentarze Śmierci, nawet te o wojnie, często sprawiają, że na nasze usta wkrada się nieśmiały uśmiech. Książka, mimo ciepła bijącego z kart, nie jest lekką lekturą. Ludzie spodziewający się zwykłej opowiastki o wesołych dzieciach powinni wrócić chyba do „Sierotki Marysi”. Tutaj każdy nosi ze sobą jakiś „bagaż”, nawet Liesel. Że niby jaki? Cóż… tego wam nie zdradzę (tak wiem, tani to chwyt z mojej strony). W trakcie lektury bałem się, że Zusak pogrzebie to wszystko pod zwałami śmierdzących zgnilizną patosu i podniosłego tonu (Michael Bay, pozdrawiam!), nieobcych książkom o tej tematyce. On jednak zgrabnie wybrnął z tego problemu: po prostu przedstawił całą tą zawieruchę z perspektywy zwykłych ludzi, którzy marzą tylko o tym by to wszystko się skończyło, co by mogli wrócić do swoich obowiązków. Podoba mi się też, że bohaterowie odbiegają znacząco od stereotypów, które mogliśmy sobie wyrobić czytając literaturę z tego okresu.

Przyglądanie się małej Liesel jak odkrywa potęgę słowa pisanego, jak kradnie kolejne książki i jak odkrywa wartość przyjaźni jest świetnym przeżyciem. Przy samej książce bawiłem się wyśmienicie i dlatego z czystym sumieniem mogę wam ją polecić. To by było na tyle. A nie… wspominałem już że polecam?


Tytuł: "Złodziejka Książek"
Autor: Markus Zusak
Ilość stron: 496

7 komentarzy:

  1. No może dołączy do długiej listy książek oczekujących ;)Sam pomysł mi się podoba, więc pewnie w tym roku się skuszę ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. jak o żydach podczas II wojny to ja jestem na tak

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja bym chciała trochę więcej informacji o samym autorze i rok publikacji :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Być może do listy książek oczekujących ^^ zachęcasz do czytnięcia

    Radek

    OdpowiedzUsuń
  5. A zaciekawiło mnie. Pomimo iż nie przepadam za literaturą tamtego okresu. Jednakże...być może się skuszę w tym wypadku:>
    Świetna recenzja Panie Piotrze 5+;)

    OdpowiedzUsuń
  6. "Ludzka" Śmierć, tym prostym zwrotem książka ta, zaskarbiła sobie moje zainteresowanie.

    OdpowiedzUsuń
  7. pierwsze skojarzenie o eksplozjach: to od tego Pana: http://kreskotok.blogspot.com/

    http://vader.joemonster.org/upload/zim/490723c3451f47478634bd75f3b1115_ex.jpg

    OdpowiedzUsuń