środa, 24 czerwca 2015

Atak Kultury: recenzja "Jurassic World".

Uwielbiam to uczucie - nie spodziewasz się niczego a i tak się zawodzisz. Musze jednak się przyznać, że gdy na początku filmu puścili lekko zmodyfikowany ale nadal rozpoznawalny kultowy motyw przewodni pomyślałem: "to się jednak mogło udać". Jako ogromnemu fanowi poprzednich części (ale nie trzeciej) przyjemne ciarki przebiegły po plecach na widok znajomej wyspy. Niestety entuzjazm był krótkotrwały. Chcecie wiedzieć co poszło nie tak? Zapraszam do dalszej lektury!

Nowa atrakcja Fokarium na Helu

20 lat po katastrofie pierwszego parku marzenie Johna Hammonda się ziściło - Park Jurajski został oficjalnie otworzony. Dziennie odwiedzany przez 20000 ludzi jest wielkim sukcesem. Niestety, ludzie to gatunek, któremu wszystko jest stanie spowszednieć w wyjątkowo krótkim czasie. Stąd też decyzja, żeby do parku wprowadzić nową atrakcję - genetycznie modyfikowanego dinozaura. Oczywiście jest to katastrofalnie głupi pomysł bowiem po chwili dinuś się uwalnia i sieje spustoszenie. I gdy na wyspie zapanuje chaos, powodzenie w powstrzymaniu tego gadziego psychopaty będzie zależało od młodej pani dyrektor parku i tresera (tak!) velociraptorów.
Prawie jak Żółwie Ninja
Podobało mi się w miarę przedstawienie samego parku. Pomysł był ciekawy - zrobić z tego nie safari lecz coś na wzór Disneylandu. Pełno spoconych, grubych amerykańskich turystów, małe zoo dla najmłodszych itp. Gorzej, że sceny na które liczyłem - chaos i zniszczenie parku zajmują śmiesznie mało czasu. Pewnie dlatego, że nie da się pokazać jatki w ograniczeniu wiekowym PG 13. Ogólnie film bardziej się skupia na ludziach za co mu chwała, szkoda tylko, że to co się dzieje jest dość nudnawe. Każda scena, w której nie ma Chrisa Pratta i Bryce Dallas-Howard albo, w której nikt nie ginie pożarty jest mało ciekawa. Brakuje mi też lekkości w dialogach, tak charakterystycznej dla pierwszej i drugiej części.

Jurassic World da się podzielić na 5 części. Pierwsze trzy są nudnawe, czwarta część jest fajna - VELOCIRAPTORY!, a piąta na zasadzie "o! to ciekaa... no nie, co oni robią?!". Powiem wam, że sceny ze zwiastunów, które uważałem za najbardziej naciągane i bezsensu w kontekście filmu urosły do rangi najlepszych. Film cierpi też na Syndrom Dużego Potwora. Bo żeby utrzymać suspens trzeba jakoś ukrywać 15 metrowego potwora prawda? W końcu musi nagle wyskoczyć żeby podnieść ciśnienie u widza prawda? Więc dochodzi do absurdów w stylu, wielkiego jaszczura, którego nikt nie usłyszał ani nie wyczuł (pamiętacie wodę w szklance w pierwszej części? Co trzęsła się od kroków T-rexa mimo, że nie było go widać? No właśnie) wyskakującego zza węgła. Wiecie co mnie też zabolało? Jak to możliwe, że po 20 latach od pierwszej części efekty specjalne wyglądają gorzej? W niektórych scenach oczywiście użyto animatroniki i wygląda to fajnie; dokładnie tak jak powinno. Podobały mi się też animacje Velociraptorów, które miały w swych ruchach świetnie odwzorowaną dzikość i ich zwinność. Szkoda tylko, że reszta była zbyt widocznie cyfrowa - to wina wyeksponowania dinozaurów, postawienia ich w świetle dnia i kazania im robić dzikie ewolucje. Pomijam też 400 metrowe sprinty w szpilkach na nogach - to jest temat dla Pogromców Mitów.

Jurassic World pełen jest odniesień do poprzednich części i to na tyle skutecznych, że udaje mu się zagrać na naszym sentymencie i nostalgii przez co czasami zapominamy, że mamy tu do czynienia z prostym skokiem na kasę. Chris Pratt robi co może, Velociraptory robią co mogą ale nawet oni razem nie są w stanie sprawić,żeby to był dobry film. Oczywiście nie zrozumcie mnie źle - nie jest też filmem złym. Jest po prostu nijaki. Myślę, że najlepiej to podsumuje Homer Simpson w poniższym filmiku:

Moja ocena: 5

1 komentarz: