Dwójka włoskich braci (nazwijmy ich Mario i Luigi) korzystając ze swojej stacji nasłuchowej na początku lat 60tych namierzyła kilka ciekawych i zarazem przerażających sygnałów pochodzących z kosmosu. Pamiętajcie, że to były czasy zimnej wojny i ważniejsze od środków było osiągnięcie celu. Na początku Związek Radziecki osiągnął przewagę - ich Gagarin był pierwszym człowiekiem na orbicie. Przynajmniej pierwszym który wrócił żywy, jeśli wierzyć braciom Mario i Luigi.
Jednym z pierwszych sygnałów, które odebrali było słabnące wołanie SOS pochodzące z orbity. Zupełnie jak sygnał kogoś oddalającego się od Ziemi. W tym samym roku natrafili również na sygnał schodzącego z kursu statku kosmicznego z ludźmi na pokładzie. Jaki był jego los? Nie wiadomo. Następny rok - 1961 przyniósł jeszcze więcej prawdopodobnych wypadków. Wyobrażacie sobie jakie to musi być przerażające przeżycie słuchać ostatnich oddechów duszącej się w kosmosie osoby? Kompletnie zdanej tylko i wyłącznie na siebie, samotnej wobec bezwzględnej pustki i chłodu kosmosu? Według braci Mario taka sytuacja miała miejsce w Lutym 1961. W tym samym roku ponoć kolejne dwa statki kosmiczne zeszły z kursu prosto w pustkę. Gdy wchodzi się z powrotem w atmosferę Ziemi trzeba to zrobić pod odpowiednim kątem. Inaczej, jak w 1962, statek może się odbić od niej na skutek tarcia i poszybować w kosmos by zostać okrytym całunem mroku i chłodu. Ale nie tylko chłód jest zagrożeniem podczas podróży w przestrzeń. Przekonała się o tym pewna astronautka w 1963 roku. Jej ostatnimi słowami były "jest strasznie gorąco", gdy jej nawalający statek płonął podczas wejścia w atmosferę.
Czy na orbicie znajdują się wyschnięte zwłoki nieszczęśników, którzy zginęli w służbie Mateczce Rosiji? Oczywiście to tylko teoria spiskowa i nikt nas nie zmusza by w nią wierzyć. Przecież Związek Radziecki nigdy w życiu nic by nie zatuszował prawda? W całej swojej historii nie mieli kompletnie nic do ukrycia! Ale odłóżmy szyderę na chwilę na bok. Dlaczego postanowiłem to poruszyć? Otóż z jednej prostej przyczyny: im częściej będziemy spoglądali w przestrzeń i im częściej będziemy tam latali, tym częściej będą tam ginęli ludzie. To statystycznie pewne. Nie ma bardziej nieprzyjaznego człowiekowi środowiska więc musimy się na to przygotować psychicznie - my jako obserwatorzy. Bo astronauci są tego kompletnie świadomi, co czyni z nich jeszcze większych twardzieli. Wiedzieć co się może spotkać w wyniku porażki a mimo to nadal się tam pchać? To wymaga olbrzymich jaj!
W kosmosie jednym z pierdyliarda problemów jest to, że trzeba uważać na każdy szczegół. Na przykładzie pana Bondarenki, nie trzeba lecieć w kosmos, żeby sobie krzywdę zrobić :P To chyba sukces, jeśli przejdzie się przez symulacje i dożyje do tego prawdziwego startu :P
OdpowiedzUsuńO matko :O serio serio? Ja to jestem widze zorientowana co sie dzieje na ziemi ... i POZA NIA:d
OdpowiedzUsuńJak brutalnie to nie zabrzmi historia pamięta wyłącznie o sukcesach, a nie o porażkach. Tak naprawdę droga do wielu odkryć usiana jest truchłami ich niedoszłych (lub doszłych) odkrywców, a co dopiero w przypadku tak niebezpiecznego zagadnienia jakim jest podbój kosmosu.
OdpowiedzUsuń5 do puli moj drogi:D
OdpowiedzUsuń