czwartek, 8 stycznia 2015

Atak Kultury: "Hobbit - Bitwa Pięciu Armii"

Nadszedł ten smutny czas gdy kolejna wielka przygoda dobiegła końca, gdy bohaterowie, których zdążyliśmy polubić (i co roku zapominać ich imiona - pozdro dla Krasnoludów) dotarli do kresu swej epickiej podróży, gdy szefowie studia filmowego kupili ostatnią ciężarówkę, która pomieści ich zarobki i gdy my - kinomani nie mamy czego już wyczekiwać na Grudzień (to oczywiście kłamstwo - będą Gwiezdne Wojny, cawabunga!). Tak jest moi drodzy - kończy się trylogia Hobbita i mam wam jedno do powiedzenia: NARESZCIE! Ale zanim przejdę do malutkich narzekań pierw chciałbym napisać co sądzę o samym filmie.

Jak nazywamy orków grających na instrumentach? ORKiestra.
Krasnoludy zdobyły Erebor budząc przy tym smoka, który w ramach rozprostowania skrzydeł ruszył spalić miasto Dal. Wieści o zdobyciu góry i jej nieprzebranych bogactw rozprzestrzeniły się szybciej niż wiadomości o Karpiu w Lidlu i w rezultacie otrzymaliśmy całkiem podobne sceny - każdy upomina się o jakąś jego część i dochodzi do walk. Nie ukrywajmy jednak, że fabularnie stoimy w miejscu - dosłownie i w przenośni. Wszystkie zaskoczenia i zwroty akcji zaserwowane zostały w poprzedniej części, a całość (no dobra - 90%) historii przedstawionej w Bitwie Pięciu Armii skupia się na Samotnej Górze. Nie ma w tym za wiele historii ale może to i dobrze? Dzięki temu film trwa jakieś 2 godziny 20 minut co jest najkrótszym czasem ze wszystkich części zarówno Władcy jak i Hobbita. Oczywiście nie martwcie się bo już zapowiedziano ekskluzywną wersję na DVD z dodatkowymi 30 minutami filmu (co pozwoli załatać ziejące dziury fabularne, jak np. armię, która wyparowała w powietrzu).

Całość jak już zdążyliście się domyślić obraca się dookoła bitwy, która muszę przyznać została potraktowana po macoszemu. Jakoś tak brakuje mi w niej pieprznięcia - czegoś co wstrząsnęło by nami jako widzami. Jest dobrze wyreżyserowana, dobrze przedstawiona ale jakoś nie wybija się ponad np. sceny w Helmowym Jarze (ciary na myśl o tej scenie!). Jest... dobrze, ale bez rewelacji i zbytniego dramatyzmu. Żal jest mi natomiast samych krasnoludów, którzy najbardziej cierpią na mnogości wątków (dodam, że część z nich niepozamykana totalnie na koniec) - tak barwnej ekipy dawno nie było i aż zatęskniłem za sceną z pierwszego Hobbita gdy dzielni mali wojacy przychodzą na imprezę u Bilba. Biedny Bombur został tutaj sprowadzony do roli pierwszoplanowego statysty - ma stać i wyglądać grubo bo nawet nie wypowiada ani jednego słowa. Na plus za to wyszły sceny ze Smaugiem - muszę przyznać, że dokładnie tak sobie wyobrażałem pożogę sianą przez skrzydlate monstrum. Do zalet też chciałbym zaliczyć sceny, w których poszczególni bohaterowie walczą przeciwko swoim nemezis - są o wiele ciekawsze od ogólnej rozwałki dziejącej się gdzieś w tle (a i tradycyjnie Legolas ma okazję zakpić z grawitacji). Kolejny plus za końcówkę - nie udało się wycisnąć ze mnie łezki ale i tak się wzruszyłem.

Hobbit Bitwa Pięciu Armii jest filmem dobrym. Na pewno lepszym niż druga część (która była nudna i długa) i jednocześnie gorszym niż pierwsza (bo za mało się skupia na istotnych bohaterach). Każdy fan Tolkiena będzie zadowolony, a tych którzy i tak nie lubią ani Władcy Pierścieni ani Hobbita nie przekona.

Chciałem teraz poruszyć inną kwestię - dawno nie widziałem tak wymuszonej i nastawionej na zysk produkcji. Tak naprawdę nie byłem kompletnie zainteresowany Bitwą Pięciu Armii - nie sprawdzałem zwiastunów, nie śledziłem muzyki, nic (mówię to z perspektywy kogoś kto ma 20cm figurkę Golluma na półce). Poszedłem na nią głównie po to by mieć to z głowy. Zostałem pozytywnie zaskoczony - film okazał się dobry. Ale później naszła mnie refleksja - tak sztucznego podziału na więcej części nie widziałem od dawna (no może i był jakiś czas temu jeden czy drugi a całkiem niedawno trzeci). Mam wrażenie jakby ludzie, którzy wyłożyli kilka ciężarówek mamony na ten film wymusili wręcz powstanie trylogii a nie dylogii jak to było planowane na początku. Zastanawiałem się jakim cudem ekipa co zrobiła Władcę mogła stracić tą magię i urok - teraz już wiem: bo natchnienia do zrobienia czegoś ponadczasowego nie da się kupić. Można mieć umiejętności - wtedy powstaje dobra, rzemieślnicza robota (Hobbit), ale gdy połączy się umiejętności z natchnieniem powstaje coś świetnego (Władca Pierścieni). Przez jakiś czas martwiłem się, że skoro Hobbita przerobili na tyle części to z Silmarilionu zrobią 6 sezonowy serial. Na szczęście po tym jak wyglądał Hobbit zarówno Peter Jackson jak i potomkowie Tolkiena stwierdzili, że więcej Śródziemia nie ujrzymy na ekranach kin (ale i to pewnie tylko przez chwilę - odpowiednia kasa skusi każdego).

2 komentarze:

  1. A ja nabrałam chęci na Władcę Pierścieni teraz ^^
    Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że cała trylogia Hobbita jest cukierkowa.. Troszkę słodko pierdząca.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czwarty sztuczny podział na części Avengers: Infinity War. Choć zobaczymy jak to wyjdzie w praniu, bo komiksowe eventy są zwykle rozpisane na ponad 100 dwudziestokilkustronicowych zeszytów.

    OdpowiedzUsuń