Przed pójściem do kina słyszałem sporo komentarzy w stylu "co? Człowiek-Mrówka? A potem może jeszcze Człowiek-Struś?". Ludzie pydzili ten film zanim go obejrzeli bo superbohater w nim występujący był mało znany. Ale chyba zapomnieli ze taki np Ironman zanim dostał swoja kinówkę był jeszcze mniej znany. Dlatego mając to na uwadze i wspierając się innymi recenzjami wybrałem się do kina (przy okazji namawiając niechętną żonę). I wiecie co? Warto!
Najlepszy plakat ever? |
Nie będę was zanudzał opisami fabuły, od tego są recenzje zachodnich portali - jak można opis całej fabuły dać w recenzji?! Nie dziwie się ze ludzie są nieufni względem moich recek (ale chcę zapewnić - nie ma tu ŻADNYCH spojlerów!). Ale wracając do tematu: mamy tu do czynienia z filmem z gatunku heist, komedią i kinem typu Marvel w jednym. Dokładnie w tej kolejności. Ant-Man przez spory fragment filmu toczy się jak kolejna część Ocean's Eleven z dużą dozą humoru (i to takiego naprawdę zabawnego!) oraz z wykorzystaniem stroju zmniejszającego. Rozwój fabuły śledzimy z zainteresowaniem a reżyser umiejętnie dyryguje tempem by na koniec dać nam rewelacyjne sceny akcji (cały czas podsycane humorem). Zmiana skali tychże nie oznacza zmiany intensywności, a nawet śmiem twierdzić, że wręcz przeciwnie! Do tego dochodzą aktorzy: grający przeciętniaka Paul Rudd (Ant-man) oraz jego ziomek Michael Pena. O ile Rudd wnosi do filmu cząstkę zwykłego faceta (którego, jak się zastanowić, bardzo brakowało w Uniwersum Marvela - nawet Hawkeye jest agentem specjalnym z niesamowitym celem) i robi to świetnie - bo nie sposób go nie lubić, o tyle Michael Pena prawie kradnie cały show! Na ich barkach spoczywa większość ciężaru komedyjnego aspektu filmu i na szczęście obaj panowie wywiązują się perfekcyjnie, nie są przy tym wymuszeni i widać, że dobrze się bawili w swoich rolach.
Wiecie jaki inny film od Marvela można by przyrównać do Ant-Mana? Strażników Galaktyki. Lekki, zabawny, z mniej znanymi bohaterami, ciekawe akcje i słaby główny wróg. Rożnica jest taka. że według mnie Ant-Man jest znacznie bardziej interesujący. Głownie dlatego, że dzieje się w innej skali (haha!) i ma inna formułę. Wydaje mi się, że władcy Marvela precyzyjnie wyliczyli kiedy dać nam Ant-Mana: po ogromnych, epickich i przeładowanych herosami (i słabych) Avengersach 2 wrzucili nam coś na rozluźnienie. Plusem jest też, że Ant-Man w żaden sposób nie stara się prowadzić nas do czegoś większego; mimo, że jest częścią MCU (Marvel Cinematic Universe) sprawdza się jako samodzielny film. Jednocześnie twórcy wywrócili wszystkie dotychczasowe schematy do góry nogami. I jeśli mam być szczery na dobre im to wyszło. W skrócie, Ant-Man to 2 godziny dobrej, niezobowiązującej zabawy!
Podsumowując: dla kogo jest ten film? Dla zagorzałych fanów Marvela ale też dla tych, których ekranizacje komiksów o superherosach zaczęły powoli nudzić. Spodobać się może też tym, którzy nie siedzą w Marvelu po uszy bo pomijając kilka małych nawiązań można się bawić dobrze bez znajomości poprzednich części. Polecam!
PS. Scenki na napisach są dwie! Jedna w połowie, jedna na samiutki koniec! Niedługo to pół filmu się będzie działo na napisach.